Nad Zalewem Zemborzyckim w dzielnicy Lublina - Zemborzyce
Katedra w Lublinie
Stare Miasto
kamienice przed renowacją
i po
Zamek w Lublinie
A to zdjęcia specjalnie dla Krzysia z Oranienburga - on już wie dlaczego?
A to domek z numerem 67 ( zasady zabawy blogowej z boku na pasku bloga- każdy może wziąć udział)
A na koniec coś słodkiego. Tym razem chciałam pogodzić zachcianki Monisi i Tatusia i zrobiłam sernik pieczony i po wystudzeniu dodałam jagody i zalałam galaretką.
Niektórzy sernikożercy nie mieli czasu szukać talerzyków :)
I to by było dzisiaj na tyle. Dziękuję za uwagę i pozdrawiam Wszystkich Zaglądających!Dobranoc!
Za zdjęcie dziękuję. Nie ukrywam, że na te budynki spoglądam trochę inaczej, lepiej, z szerszym uśmiechem... Jednak przede wszystkim cieszę, się że pierwszą (chyba) stówkę ma Krzysztof za sobą. Teraz pójdzie już lekko, druga stówka, trzecia... dziesiąta, pierwsza dwusetka, pierwsza stówka ze swoją piękniejszą połową i tak bez końca. Nam przyjdzie tylko gratulować, dopingować i cieszyć się, że bicie rekordu życia w zdrowiu i szczęściu realizuje się w 100%!
OdpowiedzUsuńDzięki Krzysiek, to nie jest moja pierwsza stówka tylko kolejna (druga ha,ha). Co do namowy mojej połówki na rower to chyba stoję na straconej pozycji. Musiałbym przerobić domowy fotel na siodełko od roweru. Ubolewam nad tym, no ale cóż. Ja jej pasję podzielam, Ona mojej nie :). Co do zdjęć to nie ma ich za dużo z trasy ponieważ nastawiłem się na dojazd do Lublina i nie wiedziałem w jakim czasie go osiągnę, poszło nadspodziewanie gładko chociaż pod jedną górkę wjechałem na głodzie tlenowym. Obiecuję, że następnym razem poświęcę więcej czasu na obfotografowanie okolic i w końcu uruchomię swojego bloga rowerowego, a mam się od kogo uczyć.
UsuńNo, no niezły wyczyn:) Gratulacje:)
OdpowiedzUsuńDworzec w Puławach wygląda koszmarnie:( Przykre i coraz więcej takich obrazków można u nas zobaczyć
Krzysztofie, Żabka mojej pasji też nie podzielała. Gdy wybrałem sie z nią po raz pierwszy popedałować po okolicy, to wyszło z tego ponad 70 km... Teraz zawsze się pyta wcześniej ile przewiduje km do zrobienia i zawsze mnoży to razy dwa... Tamten wyjazd pamięta długo i chyba go nie zapomni... Przed wyjazdem mówiłem, że ok. 30, maks. 35 km powinno być, a wyszło sam nie wiem skąd aż tyle! Teraz jednak od czasu do czasu mi towarzyszy. Lubię z nia jeździć, bo jest lepiej zorganizowana i wiem, że niczego nie zapomnimy. jak jadę sam, zawsze cos zostawię w domu...
OdpowiedzUsuńPiękny wyczyn małżonka. Sernik wygląda smakowicie.Bardzo lubie serniki. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietny ten Twój mąż :) Podziwiam! Ja po biegnięciu na autobus "dochodzę do siebie" przez połowę drogi. :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam rowerzystę i dziękuję za 67, broszka powędruje do Ciebie:)
OdpowiedzUsuń