poniedziałek, 26 maja 2014

fasolki i ....kwiatki na Dzień MATKI

Kochane! Ponieważ dziś Święto Mam życzę wszystkim Mamom (i sobie też) zdrówka, a przede wszystkim sprawnych rąk i dobrego wzroku...oby nam służyły jak najdłużej dla naszych pasji robótkowych !!!!:):):) oraz cierpliwości i zrozumienia ze strony najbliższych jak będziemy przesadzać z tym naszym hobby:)!

Ja tam nie przesadzam bo w ostatnim czasie udało mi się zrobić zaledwie jedne kolczyki-fasolki :)





zrobione z toho 15 Permanent Finish-Galvanized Saffron



Do tego miała być duża "fasola" jako zawieszka i....... nie udała się więc muszę spruć i zrobić od nowa :)



I na koniec kwiatki na Dzień Matki :) Takie żywe, balkonowe


 i karteczkowe

i oczywiście coś "na ząb" - sernik na zimno z jagodami; był jeszcze biszkopt z truskawkami , ale się nie doczekał zdjęć:)

I na dziś to tyle. Życzę miłego świętowania................

poniedziałek, 19 maja 2014

indiańce i ...niedziela pełna wrażeń:)

Zrobiłam je już 5 dni temu, ale ze względu na pogodę...wiecie ..szaro- buro-deszczowo nawet nie zabierałam się, żeby zrobić jakieś zdjęcia:) dopiero wczoraj zrobiło się jakby jaśniej i oto fotki indiańskich kolczyków





zrobione z toho nr 11, a wzór od Anabel jest TUTAJ

Dlaczego niedziela pełna wrażeń ? Już mówię :) Wczoraj byłam z małżonkiem na koncercie "BUDKI SUFLERA" na Torwarze :) Była niezła zadyma, GŁOŚNO !!!! Cugowskiego głos boski.... Trojanowska mile mnie zaskoczyła, zaprezentowała się na luzie i 100 razy lepiej niż w Klanie:)  Felicjan Andrzejczak zaśpiewał  swoje kawałki, w tym sztandarową "Jolkę". Byliśmy bliziutko sceny w tak zwanej strefie fan gdzie nikt nie mógł stać spokojnie i wszyscy tańczyli, bujali się , klaskali, śpiewali itp...... Małż stracił głos :) bo jak zwykle się "udzielał wokalnie " bardzo głośno :)!
Mimo zakazu, kilka fotek ku pamięci :










a na koniec króciutkie nagranie telefonem, ku pamięci koncertowej atmosfery :)
...miało być, ale nie będzie bo może się ktoś przyczepić :) ...prawa autorskie itp :( małżonek rzekł :)

Nie,.... nie na koniec!!! Zapomniałabym, że zanim pojechaliśmy do Warszawy to małżonek jeszcze biegał w Puławach na 10 km:)! i .....ma  kolejny medal do kolekcji:) Chłopak nie do zdarcia po prostu:):):) Mógłby się podzielić trochę tym zapałem do uprawiania sportu z małżonką  nieprawdaż:)?......no właśnie.....ja tu "siedzę na tyłku" i piszę post, a Krzysztof właśnie spala kalorie na badmintonie :) I tak to u nas jest:) Obydwoje jesteśmy przekonani, że ruch to zdrowie...ale tylko jedno z nas na serio wprowadza to w czyn :) i to niestety nie jestem ja:):):)




I co ?! Nie mówiłam, że niedziela pełna wrażeń:)!
Pozdrawiam Wszystkich Zaglądaczy i słoneczka Wam życzę !!!!:):):)

środa, 14 maja 2014

było mnie stać tylko na zakładkę:)

Wzięło mnie na koralikowanie...:) i .........zaczęłam robić sznur ściegiem herringbone wg tutorialu "bluefairy" z bloga http://bluefairy-art.blogspot.com/
Zrobiłam około 30 cm i stwierdziłam, że chociaż mi wychodzi, chyba mi się nie podoba tzn. nie mam do niego kulki czy innego wisiora:). Zostawiłam więc sznur i zrobiłam kulkę, a że jest za mała do takiego "łańcucha" zrobiłam z niej zakładkę...., a "łańcuch z koralików" leży odłogiem bo umyśliłam sobie teraz czerwono-czarne kolczyki indiańskie :)
I tak to jest u mnie z tym robótkowaniem :)



Wzór na taką kulkę znajdziecie tutaj


a tu "łańcuch" leżący odłogiem

Ostatnio Monika szukała czegoś w garażu u wujka Mirka i zahaczyła się o wystający gwóźdź  rozdzierając sobie bluzkę:)


I żeby nie było, że mama ma "dwie lewe", zrobiłam kwiatek frywolitkowy a właściwie dwa, tylko jeden się schował, a był większy:)!



i doszyłam na bluzkę:)


Tylko nie wiem czy teraz taką założy bo ma przecież te swoje "autystyczne" zasady :)

I dziś to na tyle! Do następnego wpisu i bezdeszczowej pogody w końcu życzę!!!!!:)

piątek, 9 maja 2014

2 torty :) ...jeden podobny do krzywej wieży :)

Tak się zastanawiam czy nie powinnam zmienić tematyki bloga z robótkowego na kulinarny:)? Dzisiaj z moich robótek wyszły mi tylko 2 torty i kruche , czekoladowe ciasteczka dla Moni :)tzn. Kacpra, ale przez nią już dawno zamawiane.....
Przed zdjęciami gotowych wyrobów, krótkie słowo wyjaśnienia:).W swoim życiu zrobiłam kilka tortów, myślę, że do 10 sztuk. Zawsze robiłam dla siebie, przeważnie były one owocowe, z 3-a kremami i galaretką. Powiedziałam to mojej kumpeli "od kijków", że tylko takie mi wychodzą, kiedy poprosiła mnie na "gwałt"o tort dla męża z okazji 50 urodzin.Nie wchodząc w szczegóły miał być tylko do domu, dla rodziny, bo plany zorganizowania dużej imprezy posypały się z powodu śmierci jej teścia. Koleżanka w potrzebie więc zgodziłam się. Wpadłam w szał pieczenia osobnych biszkoptów bo wymyśliłam inne niż zazwyczaj. Chciałam dobrze więc zrobiłam krem budyniowy z samym masłem!!!!!!!!!!!!!!!, siedziałam i tworzyłam do 24-tej!!! Tort wyszedł bardzo wysoki , ale jakoś po wyciągnięciu jednej półki udało mi się zalać go galaretką i wsadzić do lodówki:)!Rano zadowolona patrzę na moje "cudo", a ono.....".jeździ jak żyd po pustym sklepie"- nikogo nie obrażając! Masa się nie ściągnęła mimo, że dodałam trochę żelatyny...."Co robić!...- wpadłam w panikę!!!! Przecież nie dam ludziom takiego tortu bo wstyd!!!! Wzięłam się w garść, nie było czasu na pieczenie biszkoptu, poleciałam do sklepu, kupiłam gotowe blaty, Kasię, nową galaretkę, ananasy w puszce , banany, biegiem do domu i ......zrobiłam :) W międzyczasie musiałam pojechać do miasta więc wylałam gęstniejącą galaretkę na ciasto....i .... "małpa" gdzieś znalazła ujście i zaczęła wyciekać stróżką! Masakra jakaś !!!!!!!!!!!!. Poczekałam chwilę, aż przestała ściekać, ale małżonek już trąbił na mnie z samochodu więc pomyślałam "niech się dzieje wola nieba" zobaczę co będzie jak wrócę!!! Na szczęście reszta galaretki stężała i odetchnęłam z ulgą. Wykończyłam tym co miałam. Napis miał być zrobiony pisakami cukrowymi, ale kto by tam czytał, że nie przechowywać w lodówce?:) Niedowierzając ostrzeżeniom wypróbowałam więc napisy na "krzywej wieży" i rzeczywiście nie nadawały się :) po godzinie zaczęły się rozpływać :)! Wpadłam więc na pomysł i zrobiłam same cyfry z kuleczek cukrowych, perłowych bo z nimi się nic nie działo, a literki były niestety niejadalne i trzeba je było przed krojeniem ściągnąć...:)
Dobra! Już więcej nic nie opowiadam bo kto to czyta:)?!

Poniżej tort dla Arka



 niestety nie mam zdjęcia jak wygląda w przekroju

Zapomniałam napisać, że tort "krzywa wieża" nie został wyrzucony. Potrzebował po prostu więcej czasu i na trzeci dzień był jak znalazł , w sam raz na wczorajsze - 16 urodziny mojego Kacpra:) Na zdjęciu nie widać, że jest krzywy, ale musicie uwierzyć mi na słowo, że jest!!!


tu jeszcze widoczne, nierozjechane napisy 


a tak się prezentuje środek


i powiem Wam, że smakowo jest boski!!!!!, a przynajmniej jeden z lepszych, które zrobiłam ; nawet Kacper to potwierdził, a za tortami to on nie przepada:)! Przepisu nie podaję bo jak zwykle wszystko "na oko", ale są tu dwa biszkopty ciemne, jeden jasny, konfitura z czarnej porzeczki, krem kakaowy, porzeczkowy i biały z mascarpone oraz  banany, orzechy i  jagody pod wiśniową galaretką. Biszkopty porządnie nasączyłam wiśnióweczką małżonka, boki posmarowałam czekoladowym "kremusiem" i obsypałam mieszanką orzechów i migdałów:)! i mimo tego nie jest za słodki, ale nie zaprzeczam, że bardzo kaloryczny :)!Niestety nie wiem jak smakował "żółty"tort, ponieważ Kaśka wyjechała z samego rana do Krakowa na pogrzeb i nie chciałam jej zawracać głowy pierdołami :)
Musiałam również upiec czekoladowe, kruche ciasteczka dla Moni i te zrobiłam z połowy porcji z przepisu widniejącego na opakowaniu cukru waniliowego firmy "Gellwe", drażynki nawtykała ona sama osobiście:)


tu zdjęcie przed pieczeniem

Może te wszystkie słodkości pomogą mi przetrwać stresujące dni i osłodzą czas "mężowskiego gniewu":):):)?

Pozdrawiam i mam nadzieję do następnego wpisu niebawem :)

wtorek, 6 maja 2014

relacja z wycieczki...i telewizja kłamie...:)

Wczoraj byłam z Moniką na wycieczce w Warszawie. Głównym punktem było pokazanie uczestnikom Warsztatów jak wygląda telewizja publiczna od wewnątrz :).Potem krótki spacerek po Starym Mieście, Mc'donald i do domu!
Zacznę od gadżeciku, który Monika kupiła sobie w Telekiosku TVP :


może figurka Lolka będzie inspiracją dla szydełkujących maskotki Dziewczyn :)

A teraz kilka fotek z wycieczki. Niestety zapomniałam aparatu i zdjęcia robiłam komórką, dlatego jakość ich nie jest najlepsza, ale ku pamięci mogą być:)

Na początek Monia w "wypasionym" autobusie- nie słuchała przewodniczki, która opowiadała jaką to piękną naturę mamy za oknem...., bociany...cudowną soczystą zieleń.... i inne tego typu opowiastki :)




zdjęcie budynku TVP z autobusu


Monia w reżyserce


 a tu w studio, gdzie od 17 lat nakręcane są odcinki "Jaka to melodia". Na tej scenie z obdartych desek i płyt  (poniżej) tańczą i śpiewają goście programu, w innych dniach na tym samym podeście Janowski prowadzi teleturniej. Potem to wszystko jest miksowane, nakładane są kolory, światła i ......pięknie to wygląda jak się ogląda w telewizji, bo na żywo wszyscy byliśmy w szoku, że "biedaczek" Janowski musi pracować w takiej obskórnej scenerii:)..... zresztą, w innych studiach też było podobnie......czyli co ...? potwierdza się, że telewizja kłamie i to jeszcze jak!!!!!!!!!!!!!:):):)


aha, zapomniałam dodać, że w tym samym studio nagrywana była ABBA jak przyjechała do Polski


A tutaj Monia siedzi na krzesełku, na którym codziennie zasiada Agata Młynarska prowadząc program "Świat się kręci" ( może oglądacie)...


 i ja przycupnęłam na momencik :)


a tu w innym studio układali koło, krzesła dla widzów do wczorajszego programu "Tomasz Lis na żywo"


 takim łącznikiem przeszliśmy do nowego budynku TVP, gdzie nagrywa się program "Pytanie na śniadanie"


 tutaj to już trochę przypominało obrazek z telewizji; poniżej Monika w kuchni tego programu :)





Ruchome schody, którymi kilku uczestników bało się jechać....., ale nie Monia, która uwielbia taką jazdę :)


Tutaj z drugiej strony , nowoczesnego, futurystycznego budynku TVP


A tutaj przy Kolumnie Zygmunta na Starym Mieście. Zrobiło się przez moment chłodniej i obawialiśmy się deszczu , ale na szczęście przy Syrence już świeciło słoneczko:)




A tutaj sławna Tęcza na Placu Zbawiciela widziana zza szyb autokaru.....

Cóż .... Podsumowując...jesteśmy zadowolone z wycieczki. Najważniejsze, że Monika była bardzo grzeczna i zainteresowana tym co się działo wokół ( najbardziej w Mc'donaldzie, ale tam nie tylko ona :)
Kto wytrwał do końca temu chwała....
"Przyszły" koraliki z Kadoro więc zabiorę się za jakieś robótki w końcu :)

Pozdrawiam Wszystkich gorąco i .....ciepłej, słonecznej pogody życzę!!!