środa, 21 grudnia 2011

Galeria przedświąteczna

Dziś już 21 grudnia. Znowu mi się robią zaległości więc proponuję kilka fotek "co by" niektórzy nie mówili, że się ociągam w pisaniu!
Na początek może wyszywanka dla Wojtusia, którą musiałam na razie odłożyć no bo "o głodzie i brudzie rodzina by się ostała na te święta"!...

dokończę po świętach
A teraz już przygotowania do świąt czyli najważniejsze są pierniczki i prawie wszyscy starają się włączyć w ich przygotowanie ( poza tymi , którzy tylko jedzą - Paweł i Kacper )




Gotowe dzieło poniżej



chyba czuć jak pachnie świętami
Jeśli nie to kilka ostatnich fotek choinkowych




Zapomniałam o Moni


i jej choince 


Ale zapomniałam o najważniejszym !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Od wczoraj mamy prawdziwą zimę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Kilka zdjęć z dzisiejszego poranka............... Ci, u których nie ma śniegu niech nacieszą oczy!!!!!!!!!!!








czwartek, 15 grudnia 2011

porządki,okna,porządki, kurz

Kto to wymyślił, żeby przed świętami sprzątać! Człowiekowi to już tak weszło w krew, że jakbym nie posprzątała np. nie umyła okien, to nie mogłabym zasnąć! Dzisiaj "odwaliłam kawał dobrej roboty, bo : umyłam okna, wyprałam firanki, wyprasowałam ( bo mam takie ,że muszę),zawiesiłam, w międzyczasie zakupy , obiad, zdjęcie prania, powieszenie następnego z dwóch pralek, odkurzanie i takie tam wszystko to co się robi przed świętami, Potem padłam jak "betka" na fotel i przypomniało mi się ,że dzisiaj jeszcze nic nie jadłam ( poza kilkoma cukierkami )!
Monia nie lubi sprzątać, ale lubi porządek i nienawidzi kurzu. Przypomina mi się w tym miejscu taka historia : Monika leży sobie na wersalce i nagle zrywa się . Leci do łazienki,  bierze husteczkę higieniczną i biegiem kładzie się pod ławę bo,,,,,,,,,,,,,, tam był właśnie on  czyli KURZ!!!!!!!!!!!!!!! Ośmielił się pokrywać listwę pod ławą, a Monia go stamtąd " wykurzyła".
Kurz może też być inspiracją do pobudzenia emocjonalnego. Monika fascynuje się drobinkami tego świństwa szczególnie kiedy jest dobrze widoczny i "rusza się" w słońcu. Wtedy Monia jest zafascynowana : macha rękami i " buczy".
Już mi dziś zapowiedziała, że ona idzie jutro rano na warsztaty , a mamusia sprząta . Dokładnie pokazała mi gdzie jeszcze w jej pokoju należy się do tego porządnie zabrać.

Tak więc idę zbierać siły na jutrzejszy , kolejny dzień przedświątecznej roboty. Solidaryzuję się ze wszystkimi sprzątającymi : "Niech żyją porządki!!!!!!!!!!!!!!!"

poniedziałek, 12 grudnia 2011

autoryzacja tekstu

Ostatnie posty zostały opublikowane za moją zgodą. Niecierpliwych i cierpliwych przepraszam ,że się tak opuściłam w pisaniu ( 5 miesięcy )

 Idą święta i dużo roboty przede mną. Monia już sobie zrobiła prezenty pod choinkę.


No i na dzisiaj byłoby na tyle. Mam nadzieję, że pogodzę porządki świąteczne i przygotowania świąteczne z wpisami na blog, a więc do szybkiego ......... Dobrej nocki!!!!!!!!!!!!!!


C.D. historii - remonty

Poza tym postanowiliśmy ,a w zasadzie żona postanowiła przeprowadzić poważne zmiany w naszym codziennym życiu. Pomalowaliśmy duży pokój, Monia widząc, że kupiliśmy farby do malowania zapragnęła też zmian w swoim pokoju. I wybrały się dwie panie na zakupy. Kto zgadnie jaki kolor wybrała Monia? Nie inaczej, bajkowy róż. Farba była, teraz tylko kwestia  znalezienia taniej siły roboczej.” Szwenda” się tu taki po chałupie, czasami w kasku, żółtej kamizelce i okularach. Lepiej spożytkować jego wysiłki w innym kierunku. Zamiast przebierać nogami niech macha rękami. I tak wykorzystując „łojca” Monia ma bajkową atmosferę w swoim pokoju.



tatuś jako tania siła robocza



żeby nie było,że nie pomagałam

wrzesień,październik,listopad,grudzień

Wrzesień – ciąg dalszy wizyt i konsultacji u lekarzy i w końcu zabieg, który Monia zniosła bardzo dzielnie. Oczywiście nie ominął nas przypadek złośliwości rzeczy martwych. Monia ustawiona na operację, przyjeżdżamy a tu pech, awaria wody i wszystkie zabiegi odwołane. Monia happy, bo jak to? Było obiecane Little Pets Shops i kino? Było! To co rodzice , jak zwykle kultowe „trzeba jechać”! Było nie było, trzeba zaliczyć kino i kupić kolejnego zwierzaka. A zapomniałem, przecież rozpoczął się nowy rok szkolny. Mówiąc szczerze Monia z tego faktu nie była zadowolona symulując od razu bóle tu i ówdzie.

Październik – Listopad, day by day, jak to mówią w krajach anglosaskich, krótka wizyta w Inie, i szarość dnia – prawdziwa, bo nastała jesień.

Grudzień – jak to w grudniu, jest parę kulminacyjnych momentów.  Pierwszy, niezapowiedziana wizyta w Inie. Przyczyn nie będę tłumaczył, ale trzymaliśmy to w tajemnicy przed Moniką. Z perspektywy czasu wiemy, że Monia jak to prawdziwy „autystyk” ważniejsze sprawy ma zaplanowane na parę lat naprzód – tak na parę lat naprzód i każda zmiana codziennego dnia  wprowadza pewien bałagan! Monia jest wtedy bardzo pobudzona.  Tak więc wiemy, że lepiej obudzić ją o 5:00 rano i powiedzieć, że na ten przykład jedziemy do babć  –  Marysi i Janki. Przyjmowane to jest wtedy jako miła niespodzianka, a jak przy okazji opuści jeszcze na dodatek parę dni na warsztatach, to już odlot – in plus oczywiście.  Ogólnie rzecz biorąc chodzi tam bez problemu, ale jak nie musi to nie płacze. Zauważyliśmy z Nutą, że czasami rano symuluje, że boli ją to i owo. Jak jej mówimy, żeby nie  udawała  to się uśmiecha i jednak wstaje z łózka. Generaly speaking , patrząc na tych naszych starszych asów to nie różni się ona swoim zachowaniem od zachowań Pawła i Kacpra.

 No i tak dotarliśmy do 6 grudnia czyli Św. Mikołaja. Nie wiem jak w innych stronach Polski, ale my Kujawiacy wystawiamy 5 grudnia wieczorem na parapet buty, które muszą być wypastowane i wypolerowane. Monia tego oczywiście sama pilnuje. Rano znajdujemy tam albo rózgi albo słodycze. Ja nie chwaląc się raz tylko dostałem rózgę, ale powiem szczerze zasłużyłem ;). Monika wie, ze Mikołaj to w pewnym sensie blef ze strony rodziców i zawczasu na allegro wyszukuje sobie swoje ulubione zwierzaki Little Pets Shop i każe sobie zamówić. Po otrzymaniu przesyłki ładnie ją jej zapakowujemy, koniecznie w kolorowy pakowny papier ze wstążeczkami (najlepiej różowymi) i czeka na Mikołaja. Jaka radość przy rozpakowaniu – nie do opisania.

 I tak moja żono dotarłem prawie do 9 grudnia, reszta w twoich słodkich i potrafiących różne rzeczy rękach (wyszywanie itp.). Pozdrawiam wszystkich, Kuba, Krzysiek, Chriss jak go zwał tak zwał, wiecie o kogo chodzi.

To już historia - ciąg dalszy

Sierpień minął na wizytach u lekarzy przygotowując Monikę do małego zabiegu usunięcia guzka. Monia w sierpniu pojechała do wód – czyli odwiedziła Nałęczów popijając tam wody, które nie przypadły jej do gustu. Jak zwykle zwiedzanie tam ciekawych miejsc - restauracje, bary, lodziarnie i WC.

Odnotować należy, wręcz nawet trzeba wizytę naszych przyjaciół z Danii, a w zasadzie już z Niemiec (pozdrawiamy EWCIĘ I KRZYSIA , bo wiemy, że czytacie), których Monia poznała i od razu skojarzyła z Danią zapowiadając nam „Dania, odwiedzić trzeba”. Ewa i Krzyś pomimo załamania pogody dotarli do nas cało i zdrowo. Krzysiek – piwosz – zaliczył przy okazji Chmielaki w Krasnystawie.

 Nałęczów- zdjęcie zrobiła Monia


Z mamą i kaczkami ( nie wiem dlaczego zdjęcie się odwróciło, moi magicy od komputera też nie wiedzą, jak ktoś wie to niech da znać )

Ewcia i Krzyś w "Bidzie" (lubelskie)


i znowu zdjęcie odwrócone, a niech to!!!!!!!!!!!!!!!!!






To już historia!

OK Justynko K., I will do it. Chcecie, macie. Żona moja kochana, jedyna, wyjątkowa nie może się zebrać do pisania – miłość do krówek jest większa.  Może ją zachęcę przekupując ją kolejnymi kilogramami tych słodyczy?

W telegraficznym skrócie opiszę życie Moni od lipca do grudnia, a później może pójdzie na bieżąco.

Lipiec – wspaniałe wakacje zaczęliśmy w Nowym Sączu, ale opis wizyty u wujka Staszka, (który zamykał psa w stodole, a Monia go wypuszczała) i Mikołaja już Nuta opisała. Następnie małe przepakowanko (3 godziny) i Monika wyrusza na spotkanie z Neptunem. Jak zawsze zatrzymujemy się na Wyspie Sobieszewskiej ,w ośrodku Melisa. Cisza, spokój, do morza, a w zasadzie do Zatoki Gdańskiej ok 1 km uroczą ścieżką biegnącą przez las. Jest czas na rozmowy, wygłupy, przytulanko, bajka, mówię wam po prostu bajka. Dlaczego wybieramy ten ośrodek?  To też zostało wcześniej opisane, sławetny rok ucieczek Moniki.  Teraz też było miło i przyjemnie, chociaż Monia nie za bardzo była szczęśliwa z powodu braku sieci i to nie tej rybackiej, w którą łapane są flądry i dorsze, tylko tej wi-fi. Nawet  wielki „MAG” w poszukiwaniu sieci Michał M. łapał ją tylko na brzegu zatoki. Ma zresztą zarąbiste zdjęcie z połowu tej sieci.

Pomimo złej pogody panującej w naszym kraju, my zostaliśmy obdarowani słońcem. Oprócz wylegiwania się na plaży, Monia odwiedziła Gdańsk, udając się tam autobusem komunikacji miejskiej, co było dla niej kolejnym fascynującym doświadczeniem. Co ciekawe, Wyspa Sobieszewska połączona jest ze stałym lądem mostem pontonowym i obsługa autobusu przejeżdżając przez niego wyprasza wszystkie osoby stojące – i nie ma przeproś.  Monia mając miejsce siedzące mogła przejechać, Nuta która koło niej stała musiałaby wyjść – gdyby nie młoda kobietka, która ustąpiła jej miejsca  – jeszcze raz dziękujemy. Wracając do zwiedzania Gdańska, Monia zwiedziła jak zwykle dużo ciekawych miejsc zabytkowych jak bar fast-foodu i cukiernię gdzie zaserwowała sobie gofry. Czas szybko płynął, bo w dobrym towarzystwie – MICHALICZKI – zawsze nam dobrze płynie. Oczywiście nie znudziliśmy się sobą i Monia zadecydowała, że wracając do Ina (Inowrocław) musi zaliczyć jeszcze grilla u cioci Beci (Beaty) w Bydzi (Bydgoszczy).  I słowo ciałem się stało, jak zwykle z planów (pobyt 1 dniowy) nic nam nie wyszło i przedłużyło się do 2 dni i pewnie zostalibyśmy dłużej , ale nie mogliśmy przeginać pałki – Babcia Marysia czekała od 2 dni z obiadem.  Monia wniebowzięta bo WI-FI na Kukułczej było zawsze, jest i będzie zawsze.  Zrobiła sobie nawet na stole „ścieżkę” z WI-FI i parę razy się zaciągnęła J.  Po pożegnalnych łzach, udaliśmy się do Babci Marysi, która przebywała w znanym Moni z ucieczek miejscu – Ostrowie.  Krótko mówiąc, pogoda była do bani, a i zdrowie dziadków naszych podupadło, więc tę część wakacji spędzaliśmy jeżdżąc od lekarzy do lekarzy, na szpitalu kończąc. Monia słysząc babciny kaszel powtarzała tylko „do lekarza, do lekarza trzeba”. Moniuli  najbardziej podobała się wizyta u babci w szpitalu. To niestety nie jedyny jej pobyt w takim miejscu w czasie wakacji. Tak minął nam lipiec, urlop taty dobiegł końca i trzeba było wracać do sioła. 

Monia z mamą w Gdańsku



Mama i tata w tym samym miejscu


W oczekiwaniu na gofra


Kacu z gofrem


i po ....................



w drodze nad morze


Monia i fale


M.M. i M.J.-  uzależnieni od "sieci"


Mam już dosyć słońca!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


Monia w Ostrowie


i w Przyjezierzu