poniedziałek, 9 stycznia 2012

"jasna ciasna"

Wchodzę dziś na bloga, żeby coś skrobnąć, a tu zmiany!!!!!!!!!!!!!!Pozmieniali wszystko, a człowiek przyzwyczajony i już się gubi. Wygląd bloga się nie zmieni dla czytelnika, ale zmieniła się forma zapisu dla autorów. Zawsze coś wymyślają i myślą, że tak jest fajniej i prościej.Osobiście wolałam poprzednią wersję. No, ale ja już nie taka cienka i sobie poradzę.
O czym to ja chciałam dzisiaj napisać...........? Aha! Już wiem!
Po pierwsze zapomniałam wspomnieć w ostatnim wpisie ( myślę, że moja przyjaciółka mi to już wybaczyła), że jeszcze zahaczyliśmy o Bydgoszcz ( drugi dzień świąt). A tam jak zwykle taka uczta, że długo, długo potem odczuwaliśmy "pełne brzuchy". Małe chłopaki zasnęły około 4.50 nad ranem, a my "starzy"( w zasadzie chyba ten cudzysłów nie jest potrzebny, bo już tacy młodzi to my nie jesteśmy) około 2.00.

W piątek było święto Trzech Króli. Jednym z nich jest oczywiście nasz Kacuś, który miał imieniny. Zażyczył sobie sałatkę "Gyros", a zamiast tortu zrobiłam mu Tartę z bitą śmietaną i  mascarpone posypaną wiśniami. W oryginale było z żurawinami. Nie zrobiłam zdjęcia, ale była to bomba kaloryczna do kwadratu. Bazę stanowiły zmiksowane herbatniki i pierniki z masłem i wylepiona tym forma. Na to była wylana czekolada wymieszana ze śmietanką 30% i masłem. Po zastygnięciu wszystko zostało udekorowane kremem z mascarpone i śmietany. Szok jakie słodkie, a jak słodkie to i dobre!!!!!!!!!!!!!
Niestety mój synuś- solenizant musiał obejść się smakiem, gdyż poprzedniego dnia zjadł na noc całą makrelę wędzoną razem z ośćmi ( tak sądzę), popił czymś w rodzaju oranżady i rewolucja w żołądku gotowa.Wstawał w nocy i wymiotował, ale nie wołał  pomocy, a ja nic nie słyszałam. Cały następny dzień, czyli akurat w swoje imieniny był na "głodzie o wodzie". NO ULITOWAŁAM SIĘ NAD NIM WIECZOREM I DAŁAM MU KILKA SUCHYCH KRAKERSÓW. Te duże litery to nie dlatego, że mój wyczyn zasłużył na szczególne uznanie, tylko dlatego, że nie spojrzałam, że mam włączone duże litery i nie chce mi się już poprawiać.
Przedłużony weekend spędziliśmy na ogólnym lenistwie ( i tu bym skłamała, bo kto się lenił to się lenił- mówię o sobie). Paweł ambitnie zaliczał coś na uczelni, "Tatuś" w swojej norce kuł angielski, Kacper udawał, że się uczy, Monia nie musiała udawać, że zamęcza komputer. Ale jestem !!!!!!!!!!!!! Przecież ja też nie leżałam  tak całkiem odłogiem, a efekty tego nieleżenia zamieszczam poniżej.











Tak mniej więcej wygląda efekt końcowy, ale jeszcze muszę coś doszyć po bokach , wyprasować i oprawić w ramkę.

A to ten nieszczęsny krótki szalik dla Moni. Nie chce założyć bo nie może się owinąć.

Muszę zabrać się do roboty. Nie pamiętam czy pisałam o swoim noworocznym postanowieniu, a mianowicie nauce języka włoskiego. Mam materiały. Cały kurs z ESKK. Fajnie opracowany. Leży już od jakichś 3 lat. Paweł sobie zamówił i na tym poprzestał. Ja przerobiłam jakieś 2 lekcje i też spasowałam. Teraz jednak mam jakąś ochotę, żeby sobie przypomnieć ten włoski. Zobaczymy co z tego wyniknie.

2 komentarze:

  1. Wytrwałości w nauce włoskiego. Ja sobie też powiedziałam że jak już wrócimy do Polski to koniecznie zapisuję się na jakiś kurs angielskiego.
    Metryczka skończona - a ty mówisz że się obijałaś......
    Buziole

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam z włoskiego jestem cieniutki jak bibuła, ale zawsze przy tym temacie próbuję zaszpanować i recytuję Leopardiego: "Due cose belle ha il mondo: amore e morte". No i zaczyna się wtedy mała dyskusja, ok miłość jest bardzo ważna, ale smierć? Dlaczego? Zazwyczaj następuje potem krótka cisza, po czym ktoś szybko zmienia temat. Sam nie wiem, co miał tak do końca Leopardi na myśli, moze przeżył śmierć kliniczną? W każdym bądź razie przez ten włoski na chwilę udało mi się zapomnieć o przysmakach jakie znów opisałaś na blogu... Otwieram u siebie lodówę, nie ma nic słodkiego, nie ma czekolady, ciastka, tortu... Miód jest i cukier! Zapomniałem, że sam sobie zabroniłem wchodzić na Twoje strony po 19, są zbyt smaczne! Mogą być strony smaczne? Dobra, wracam do swojego niemieckiego...

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za odwiedziny i pozostawienie komentarza :)