piątek, 9 maja 2014

2 torty :) ...jeden podobny do krzywej wieży :)

Tak się zastanawiam czy nie powinnam zmienić tematyki bloga z robótkowego na kulinarny:)? Dzisiaj z moich robótek wyszły mi tylko 2 torty i kruche , czekoladowe ciasteczka dla Moni :)tzn. Kacpra, ale przez nią już dawno zamawiane.....
Przed zdjęciami gotowych wyrobów, krótkie słowo wyjaśnienia:).W swoim życiu zrobiłam kilka tortów, myślę, że do 10 sztuk. Zawsze robiłam dla siebie, przeważnie były one owocowe, z 3-a kremami i galaretką. Powiedziałam to mojej kumpeli "od kijków", że tylko takie mi wychodzą, kiedy poprosiła mnie na "gwałt"o tort dla męża z okazji 50 urodzin.Nie wchodząc w szczegóły miał być tylko do domu, dla rodziny, bo plany zorganizowania dużej imprezy posypały się z powodu śmierci jej teścia. Koleżanka w potrzebie więc zgodziłam się. Wpadłam w szał pieczenia osobnych biszkoptów bo wymyśliłam inne niż zazwyczaj. Chciałam dobrze więc zrobiłam krem budyniowy z samym masłem!!!!!!!!!!!!!!!, siedziałam i tworzyłam do 24-tej!!! Tort wyszedł bardzo wysoki , ale jakoś po wyciągnięciu jednej półki udało mi się zalać go galaretką i wsadzić do lodówki:)!Rano zadowolona patrzę na moje "cudo", a ono.....".jeździ jak żyd po pustym sklepie"- nikogo nie obrażając! Masa się nie ściągnęła mimo, że dodałam trochę żelatyny...."Co robić!...- wpadłam w panikę!!!! Przecież nie dam ludziom takiego tortu bo wstyd!!!! Wzięłam się w garść, nie było czasu na pieczenie biszkoptu, poleciałam do sklepu, kupiłam gotowe blaty, Kasię, nową galaretkę, ananasy w puszce , banany, biegiem do domu i ......zrobiłam :) W międzyczasie musiałam pojechać do miasta więc wylałam gęstniejącą galaretkę na ciasto....i .... "małpa" gdzieś znalazła ujście i zaczęła wyciekać stróżką! Masakra jakaś !!!!!!!!!!!!. Poczekałam chwilę, aż przestała ściekać, ale małżonek już trąbił na mnie z samochodu więc pomyślałam "niech się dzieje wola nieba" zobaczę co będzie jak wrócę!!! Na szczęście reszta galaretki stężała i odetchnęłam z ulgą. Wykończyłam tym co miałam. Napis miał być zrobiony pisakami cukrowymi, ale kto by tam czytał, że nie przechowywać w lodówce?:) Niedowierzając ostrzeżeniom wypróbowałam więc napisy na "krzywej wieży" i rzeczywiście nie nadawały się :) po godzinie zaczęły się rozpływać :)! Wpadłam więc na pomysł i zrobiłam same cyfry z kuleczek cukrowych, perłowych bo z nimi się nic nie działo, a literki były niestety niejadalne i trzeba je było przed krojeniem ściągnąć...:)
Dobra! Już więcej nic nie opowiadam bo kto to czyta:)?!

Poniżej tort dla Arka



 niestety nie mam zdjęcia jak wygląda w przekroju

Zapomniałam napisać, że tort "krzywa wieża" nie został wyrzucony. Potrzebował po prostu więcej czasu i na trzeci dzień był jak znalazł , w sam raz na wczorajsze - 16 urodziny mojego Kacpra:) Na zdjęciu nie widać, że jest krzywy, ale musicie uwierzyć mi na słowo, że jest!!!


tu jeszcze widoczne, nierozjechane napisy 


a tak się prezentuje środek


i powiem Wam, że smakowo jest boski!!!!!, a przynajmniej jeden z lepszych, które zrobiłam ; nawet Kacper to potwierdził, a za tortami to on nie przepada:)! Przepisu nie podaję bo jak zwykle wszystko "na oko", ale są tu dwa biszkopty ciemne, jeden jasny, konfitura z czarnej porzeczki, krem kakaowy, porzeczkowy i biały z mascarpone oraz  banany, orzechy i  jagody pod wiśniową galaretką. Biszkopty porządnie nasączyłam wiśnióweczką małżonka, boki posmarowałam czekoladowym "kremusiem" i obsypałam mieszanką orzechów i migdałów:)! i mimo tego nie jest za słodki, ale nie zaprzeczam, że bardzo kaloryczny :)!Niestety nie wiem jak smakował "żółty"tort, ponieważ Kaśka wyjechała z samego rana do Krakowa na pogrzeb i nie chciałam jej zawracać głowy pierdołami :)
Musiałam również upiec czekoladowe, kruche ciasteczka dla Moni i te zrobiłam z połowy porcji z przepisu widniejącego na opakowaniu cukru waniliowego firmy "Gellwe", drażynki nawtykała ona sama osobiście:)


tu zdjęcie przed pieczeniem

Może te wszystkie słodkości pomogą mi przetrwać stresujące dni i osłodzą czas "mężowskiego gniewu":):):)?

Pozdrawiam i mam nadzieję do następnego wpisu niebawem :)

11 komentarzy:

  1. Mnie też przyszło do głowy, że zmieniłaś blog na kulinarny. Ale pieczenie to w sumie też rodzaj "robótki" :)
    Nie zazdroszczę Ci "przygód" podczas pieczenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj! nie zazdroszczę! Tyle pracy, a jeszcze więcej nerwów. Jednak torty wyglądały pięknie, przybranie super! Zapewne też smakowały wybornie! Najlepsze życzenia dla jubilatów!

    OdpowiedzUsuń
  3. w każdym razie wyglądają pysznie,sama bym zjadła :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale przygody z tortem.A najważniejsze, że smakował. Wszystkiego dobrego dla syna.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyli dzień, jak z koszmarnego snu, gdy nic się nie udaje. A jednak.... nic na to nie wskauje, patrząc na zdjęcia:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z przygodami - wzmacnia apetyt. A ile doświadczeń przydatnych na potem:) Smakowicie, kolorowo, serdecznie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. ach ,jakie cudne torty a ja dziś mam takie parcie na słodkie ....
    przepiękne te torciki i na pewno przesmaczne !!!!!
    pozdrawiam cieplutko ;))
    ale popieściłaś moje oczy:)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeśli nawet torcik krzywy, to najważniejsze, że smaczny był, a na taki wygląda, pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za odwiedziny i pozostawienie komentarza :)