Przed zdjęciami gotowych wyrobów, krótkie słowo wyjaśnienia:).W swoim życiu zrobiłam kilka tortów, myślę, że do 10 sztuk. Zawsze robiłam dla siebie, przeważnie były one owocowe, z 3-a kremami i galaretką. Powiedziałam to mojej kumpeli "od kijków", że tylko takie mi wychodzą, kiedy poprosiła mnie na "gwałt"o tort dla męża z okazji 50 urodzin.Nie wchodząc w szczegóły miał być tylko do domu, dla rodziny, bo plany zorganizowania dużej imprezy posypały się z powodu śmierci jej teścia. Koleżanka w potrzebie więc zgodziłam się. Wpadłam w szał pieczenia osobnych biszkoptów bo wymyśliłam inne niż zazwyczaj. Chciałam dobrze więc zrobiłam krem budyniowy z samym masłem!!!!!!!!!!!!!!!, siedziałam i tworzyłam do 24-tej!!! Tort wyszedł bardzo wysoki , ale jakoś po wyciągnięciu jednej półki udało mi się zalać go galaretką i wsadzić do lodówki:)!Rano zadowolona patrzę na moje "cudo", a ono.....".jeździ jak żyd po pustym sklepie"- nikogo nie obrażając! Masa się nie ściągnęła mimo, że dodałam trochę żelatyny...."Co robić!...- wpadłam w panikę!!!! Przecież nie dam ludziom takiego tortu bo wstyd!!!! Wzięłam się w garść, nie było czasu na pieczenie biszkoptu, poleciałam do sklepu, kupiłam gotowe blaty, Kasię, nową galaretkę, ananasy w puszce , banany, biegiem do domu i ......zrobiłam :) W międzyczasie musiałam pojechać do miasta więc wylałam gęstniejącą galaretkę na ciasto....i .... "małpa" gdzieś znalazła ujście i zaczęła wyciekać stróżką! Masakra jakaś !!!!!!!!!!!!. Poczekałam chwilę, aż przestała ściekać, ale małżonek już trąbił na mnie z samochodu więc pomyślałam "niech się dzieje wola nieba" zobaczę co będzie jak wrócę!!! Na szczęście reszta galaretki stężała i odetchnęłam z ulgą. Wykończyłam tym co miałam. Napis miał być zrobiony pisakami cukrowymi, ale kto by tam czytał, że nie przechowywać w lodówce?:) Niedowierzając ostrzeżeniom wypróbowałam więc napisy na "krzywej wieży" i rzeczywiście nie nadawały się :) po godzinie zaczęły się rozpływać :)! Wpadłam więc na pomysł i zrobiłam same cyfry z kuleczek cukrowych, perłowych bo z nimi się nic nie działo, a literki były niestety niejadalne i trzeba je było przed krojeniem ściągnąć...:)
Dobra! Już więcej nic nie opowiadam bo kto to czyta:)?!
Poniżej tort dla Arka
niestety nie mam zdjęcia jak wygląda w przekroju
tu jeszcze widoczne, nierozjechane napisy
a tak się prezentuje środek
Musiałam również upiec czekoladowe, kruche ciasteczka dla Moni i te zrobiłam z połowy porcji z przepisu widniejącego na opakowaniu cukru waniliowego firmy "Gellwe", drażynki nawtykała ona sama osobiście:)
tu zdjęcie przed pieczeniem
Może te wszystkie słodkości pomogą mi przetrwać stresujące dni i osłodzą czas "mężowskiego gniewu":):):)?
Pozdrawiam i mam nadzieję do następnego wpisu niebawem :)
Ale słodkości:))
OdpowiedzUsuńMnie też przyszło do głowy, że zmieniłaś blog na kulinarny. Ale pieczenie to w sumie też rodzaj "robótki" :)
OdpowiedzUsuńNie zazdroszczę Ci "przygód" podczas pieczenia.
Oj! nie zazdroszczę! Tyle pracy, a jeszcze więcej nerwów. Jednak torty wyglądały pięknie, przybranie super! Zapewne też smakowały wybornie! Najlepsze życzenia dla jubilatów!
OdpowiedzUsuńw każdym razie wyglądają pysznie,sama bym zjadła :)
OdpowiedzUsuńAle przygody z tortem.A najważniejsze, że smakował. Wszystkiego dobrego dla syna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Czyli dzień, jak z koszmarnego snu, gdy nic się nie udaje. A jednak.... nic na to nie wskauje, patrząc na zdjęcia:-)
OdpowiedzUsuńZ przygodami - wzmacnia apetyt. A ile doświadczeń przydatnych na potem:) Smakowicie, kolorowo, serdecznie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPiękne torty:)
OdpowiedzUsuńach ,jakie cudne torty a ja dziś mam takie parcie na słodkie ....
OdpowiedzUsuńprzepiękne te torciki i na pewno przesmaczne !!!!!
pozdrawiam cieplutko ;))
ale popieściłaś moje oczy:)))
same smakowitośći....
OdpowiedzUsuńJeśli nawet torcik krzywy, to najważniejsze, że smaczny był, a na taki wygląda, pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuń